J.
R. R. Tolkien, profesor literatury na słynnym Oxfordzie, znany przez
czytelników na całym świecie dzięki wspaniałym powieściom takim jak „Hobbit. Czyli tam i z powrotem” czy
trylogia „Władca Pierścieni”. Moje
pierwsze spotkanie z tym pisarzem miało miejsce lata temu, gdy przeglądając
podręcznik do języka polskiego, natrafiłam na fragment „Sillimarilionu”. Od tamtego momentu zakochałam się w świecie wykreowanym przez Tolkiena. Profesor napisał wiele książek, z którymi powinien zaznajomić się każdy entuzjasta literatury fantastycznej. Jednym z jego dzieł jest „Kowal z Podlesia Większego” i o tej właśnie pracy będzie dzisiejszy wpis. W zasadzie są to tylko moje wrażenia po przeczytaniu książki, ponieważ nie jestem w stanie napisać recenzji w pełni opisującej jej piękno.
Podlesie Większe –
niewielka, zamożna wieś. Słynie ona z mieszkających tam rzemieślników, a w
szczególności z kucharzy, znakomicie przyrządzających różnorodne potrawy. W
świetlicy, najbardziej reprezentacyjnym budynku, urządza się liczne przyjęcia
oraz wystawne uczty. Jednak mieszkańcy osady zawsze czekali na pewien festyn
zwany „Biesiadą grzecznych dzieci”. Odbywa się on raz na dwadzieścia cztery
lata i wymaga wielu specjalnych przygotowań. Największą atrakcją tego
wydarzenia jest specjalnie pieczony na tą okazję Wielki Tort, w którym kucharz ma
za zadanie ukryć dwadzieścia cztery maleńkie zabawki-niespodzianki. Jednak tym
razem będzie ich aż dwadzieścia pięć, ponieważ Kuchmistrz postanowił dodać
maleńką magiczną gwiazdkę, pochodzącą prawdopodobnie z królestwa czarów i
mającą moc obdarowania swojego właściciela niezwykłymi zdolnościami...