25 lut 2015

J. R. R. Tolkien: Kowal z Podlesia Większego

 J. R. R. Tolkien, profesor literatury na słynnym Oxfordzie, znany przez czytelników na całym świecie dzięki wspaniałym powieściom takim jak „Hobbit. Czyli tam i z powrotem” czy trylogia „Władca Pierścieni”. Moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem miało miejsce lata temu, gdy przeglądając podręcznik do języka polskiego, natrafiłam na fragment „Sillimarilionu”. Od tamtego momentu zakochałam się w świecie wykreowanym przez Tolkiena. Profesor napisał wiele książek, z którymi powinien zaznajomić się każdy entuzjasta literatury fantastycznej. Jednym z jego dzieł jest „Kowal z Podlesia Większego” i o tej właśnie pracy będzie dzisiejszy wpis. W zasadzie są to tylko moje wrażenia po przeczytaniu książki, ponieważ nie jestem w stanie napisać recenzji w pełni opisującej jej piękno.

Podlesie Większe – niewielka, zamożna wieś. Słynie ona z mieszkających tam rzemieślników, a w szczególności z kucharzy, znakomicie przyrządzających różnorodne potrawy. W świetlicy, najbardziej reprezentacyjnym budynku, urządza się liczne przyjęcia oraz wystawne uczty. Jednak mieszkańcy osady zawsze czekali na pewien festyn zwany „Biesiadą grzecznych dzieci”. Odbywa się on raz na dwadzieścia cztery lata i wymaga wielu specjalnych przygotowań. Największą atrakcją tego wydarzenia jest specjalnie pieczony na tą okazję Wielki Tort, w którym kucharz ma za zadanie ukryć dwadzieścia cztery maleńkie zabawki-niespodzianki. Jednak tym razem będzie ich aż dwadzieścia pięć, ponieważ Kuchmistrz postanowił dodać maleńką magiczną gwiazdkę, pochodzącą prawdopodobnie z królestwa czarów i mającą moc obdarowania swojego właściciela niezwykłymi zdolnościami...

Okładka angielskiego wydania
„Kowal z Podlasia Większego” jest dla mnie książką o specjalnym znaczeniu. Czuję do niej ogromny sentyment, a muszę zaznaczyć, że przeczytałam ją lata temu. Jest to, bowiem pierwsza powieść, na którą pieniądze uzbierałam samodzielnie i wybrałam z wielkim rozmysłem. Byłam z siebie niesamowicie dumna, że udało mi się zakupić tak wspaniałe dzieło.

Wersja zdobiąca moją domową biblioteczkę, została wydana przez wydawnictwo Amber i oprawiona w twardą zieloną okładkę (miłą w dotyku), ze stroną tytułową zapisaną piękną, złotą czcionką. Dodatkowo na oprawie można znaleźć inskrypcje napisane w języku elfickim stworzonym przez J. R. R. Tolkiena. Kartki, z jakich została wykonana książka, są grube i delikatnie szorstkie w dotyku. Pozycja ta sprawia wrażenie wydania ekskluzywnego i takie właśnie jest dla mnie.
„Podczas festynu tort królował pośrodku długiego stołu, otoczony wieńcem z dwudziestu czterech czerwonych świec. Na jego wierzchu wznosiła się niewielka biała góra, a na zboczach góry rosły miniaturowe drzewka błyszczące jakby od szronu, na szczycie zaś stała maleńka figurka z jedną nóżką wzniesioną niby tańcząca Królewna Śnieżka; w ręku trzymała maleńką różdżkę z lukru roziskrzaną w blasku. [s. 16]”
„Kowal z Podlesia Większego” jest w zasadzie opowiadaniem, można je przeczytać dość szybko, sięgając po dzieło w każdej wolnej chwili. Głównym bohaterem jest syn Kowala, Kowalczyk. W dzieciństwie brał on udział w Wielkiej Biesiadzie, nie wiedział jednakże, że przypadkowo zjadł maleńką gwiazdkę, umieszczoną przez Kuchmistrza ostatniej chwili. Dzięki maleńkiej niespodziance z Wielkiego Tortu, chłopak zyskał niezwykłe zdolności, dodatkowo zyskał wstęp do magicznej Krainy Czarów. Z biegiem czasu zastąpił on miejsce swojego ojca w kuźni, w której tworzył istne cudeńka z metalu.
„Prawie każdy przechodząc przez bramę lub furtę jego roboty przystawał, aby je podziwiać, ale nikt nie zdołał takiej bramy otworzyć, jeśli była zamknięta. Pracując nad takimi pięknymi przedmiotami kowal śpiewał, a kiedy kowal śpiewał, wszyscy ludzie, którzy się znajdowali w pobliżu, porzucali swoje zajęcia i śpieszyli do kuźni żeby słuchać. [s. 22]”
Kowal i Królowa Krainy Czarów
Kilkukrotnie podchodziłam do zrecenzowania tej historii, lecz strasznie ciężko mi jest opisać coś, co darzę zachwytem od momentu pierwszego przeczytania. Nie wiem jak ubrać w słowa myśli pojawiające się w mojej głowie. Porównać to mogę z czymś delikatnym, ulotnym, uciekającym przed nawet najlżejszym powiewem wiatru. Wrażenia oraz uczucia, co do „Kowala z Polesia Większego” znikają i pojawiają się niepostrzeżenie, jak mgła o poranku, otulająca nasz świat ciepłą kołderką oraz ukazuje piękno, otaczające nas. Pozycja ta szalenie mi się podoba i nigdy w życiu nie zmienię zdania o niej.

Pragnę nadmienić na sam koniec, że z tym opowiadaniem zapoznać się może każdy miłośnik książek, niezależnie czy będzie to osoba starsza czy dziecko słuchające bajki na dobranoc czytanej przez rodzica. 

Tytuł oryginalny: Smith of Wootton Major
Tłumaczenie: Maria Skibniewska
Data wydania: 1997
ISBN:83-7169-513-6
Liczba stron: 376
Wydawnictwo: Amber

7 komentarzy:

  1. Muszę się przyznać, że nie słyszałam o tej książce! Zdecydowanie muszę to nadrobić, bo Tolkiena uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie. Książka naprawdę godna polecenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że niebawem znajdziesz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie osobiście Tolkien bardziej urzeka i przekonuje w "dorosłej" wersji. Władca, Silmarillion, Dzieci Hurina i inne - owszem, ale zarówno Przygody Toma Bombadila jak i Kowal z Przylesia Wielkiego przeczytałam z mniejszym entuzjazmem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem, ze strasznie ciężko jest
    opisać coś, co darzy sie zachwytem od momentu pierwszego przeczytania. Trzeba troche odetchnac i nabrac dystansu i dopiero pisac. Przynajmniej ja tak robie. Pozdrawiam serdecznie Beata

    OdpowiedzUsuń
  6. okładka, zawartość, autor wszystko mnie zachwyca i zdecydowanie jest w moim stylu! To autor którego się kocha lub nie lubi, przynajmniej według mnie! Ja go uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tolkien jest niesamowity, to po prostu mistrz!

    OdpowiedzUsuń