24 mar 2015

Helen Brown: Kleo i ja

 Niedawno trafiła do mnie kolejna książka o przygodach niesfornego kota oraz jego ludzi. Tym razem była to powieść „Kleo i ja” autorstwa Helen Brown, opublikowana przez Naszą Księgarnię. Wydawnictwo to oddało również w ręce polskiego czytelnika historie o kocie Bobie i jego opiekunie Jamesie Bowenie.

Wellington, Nowa Zelandia. Dwudziesty pierwszy stycznia 1983 roku. Dzień jak każdy inny. Helen Brown poszła w odwiedziny do swojej przyjaciółki, która dochodziła do zdrowia po przebytej chorobie. Właśnie tam dotarła do niej straszna wiadomość, która na zawsze odmieniła życie kobiety. Jej dziewięcioletni syn Sam został potrącony przez samochód, gdy był w drodze do weterynarza, gdzie niósł rannego gołębia. Chłopczyk zmarł na miejscu, tuż przed przyjazdem pogotowia. Nic nie można było zrobić. Kobieta załamała się, nie widziała sensu dalszego życia. Liczył się dla niej tylko jej własny ból i to, że ukochane dziecko zginęło pod kołami pojazdu. Niedługo po tej tragedii odwiedziła ją koleżanka, która przyniosła małą, czarną kotkę. Została ona wybrana, jako prezent urodzinowy Sama. Kleo, bo tak została nazwana, wywróciła życie rodziny o sto osiemdziesiąt stopni…

Śmierć - nadchodzi po cichu i zabiera z tego świata ukochanych członków rodziny. Nikt tego nie chce, lecz niestety tak właśnie układa się los. Inaczej podchodzi się do odejścia schorowanego starszego człowieka, zupełnie inne emocje towarzyszą osobie, która niespodziewanie straciła dziecko. Maluch w jednej chwili bawi się na podwórku, a już w następnej leży nieprzytomny na ulicy, potrącony przez kierowcę. I jak tu pogodzić się z tą zupełnie niepotrzebną stratą? Podobną tragedię przeżyła Helen Brown i o tym jest ta książka. O tragedii, o żałobie i o próbach radzenia sobie z przeciwnościami losu, przed którymi stawia nas życie.

Ostatnio zauważyłam pewien trend pojawiający się wśród autorów z całego świata. Wielu ludzi próbuje zaistnieć opowiadając swoją historię. Często też się zdarza, że obok pisarza, głównym bohaterem zostaje jakiś zwierzak. W przypadku powieści „Kleo i ja” jest nim kot. Do tej pory przeczytałam kilka książek, w których opisany był wpływ szalonego futrzaka na jego opiekunów, oraz na osoby z jego otoczenia. Po raz pierwszy zasmakowałam w miauczącej literaturze dzięki książce Vicki Myron „Dewey. Wielki kot w małym mieście” i przyznam, że wywarła na mnie miłe wrażenie. Powyższą pozycję mogę bez zastanowienia polecić wszystkim miłośnikom mruczków i nie tylko im. Bardzo możliwe, że za jakiś czas w jednym ze wpisów opowiem o niej.

„Kleo i ja” jest powieścią autobiograficzną, przedstawiającą trudne losy nowozelandzkiej dziennikarki Helen Brown. Sam, syn autorki, został potrącony przez samochód. Zmarł w wyniku ciężkich obrażeń wielonarządowych. Mimo tej ogromnej tragedii, Helen zdołała się pozbierać po traumatycznych przeżyciach i ogromnej rozpaczy, która ogarnęła ją po niespodziewanej śmierci pierworodnego syna. Powróciła do równowagi psychicznej dzięki małej czarnej kotce wabiącej się Kleo. Imię jej wybrał jeszcze przed śmiercią Sam i jest ono skrótem od imienia słynnej egipskiej królowej – Kleopatry. Ten młody futrzak swoim zachowaniem przewrócił życie rodziny Helen do góry nogami. Ich mieszkanie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado. Kwiatki, naczynia, żaluzje oraz skarpetki w jakiś magiczny sposób zmieniały swoje położenie lub przeistaczały się w przedmioty niezdatne do ponownego użycia. To właśnie dzięki temu niszczycielskiemu zachowaniu, Helen przestała myśleć o rozpaczy i tragicznej śmierci syna, tylko skupiła się na chwili obecnej i rodzinie, która ją potrzebowała.  
„Najwyraźniej nowy domownik uważał mnie za niezdarnego kudłatego zwierza, głupiego upierającego się przy chodzeniu na dwóch nogach. Postawiła sobie za punkt honoru, by uporządkować moją sierść i sprowadzić mnie do parteru, żebym mogła poczuć wspaniałość kociej egzystencji. [s. 64]”  
Okładka wydania międzynarodowego
Książka „Kleo i ja” została podzielona trzydzieści pięć rozdziałów. Na początku każdego z nich umieszczony, jest tytuł oraz krótki cytat o kotach. Jak tylko dostałam w swoje ręce tę pozycję, po przeczytaniu pierwszego z nich zapragnęłam poznać wszystkie pozostałe, jakie zostały w niej umieszczone. W śród nich można znaleźć taką na przykład sentencję „W życiu kota nie ma zmian, są tylko przygody.”

Czytelnik poznaje autorkę na różnych etapach jej życia. Śledzi jej emocje, wahania, rozterki, oraz obawy przed popełnieniem błędu. Cieszy się, gdy odnosi sukcesy czy też po prostu wiedzie szczęśliwe życie rodzinne. Opisanie swojej historii, wszystkich tych pozytywnych i tragicznych zdarzeń, było dla Helen w pewnym sensie terapią, podczas której rozprawiała się z niezwykle bolesną przeszłością. Z zawodu i wykształcenia, autorka jest dziennikarką, co po części ułatwiło jej pracę nad książką. Język, jakim została napisana powieść „Kleo i ja” jest lekki, przyjemny i plastyczny. Można to odczuć szczególnie w momentach, gdy Brown opisuje szalone wybryki swojej futrzanej podopiecznej.

W powieści jest wiele fragmentów, które do mnie przemówiły, lecz najbardziej trafił do mojego serca poniższy:
„Kotów nie można posiadać. Pojawiają się w ludzkim życiu, gdy się ich potrzebuje – z misją, której nie potrafimy się domyślić. Na pewno nie zamierzałam przyjmować do domu zwierzęcia tak szybko po śmierci Sama. Przynajmniej świadomie. Życie jest pełne sprzeczności. Czasami potrzebujesz tego, czego – jak sądzisz - nie chcesz. To właśnie pieszczoty Kleo, jej zabawy i pełne wyższości zachowanie uwolniły nasze myśli od przygniatającego smutku i przypomniały nam, że radość płynie z życia i oddania. Nauczyła nas, jak wyluzować się, śmiać się i w razie potrzeby być twardym. [s. 321]”
Podsumowując, „Kleo i ja” jest książką idealną dla osób próbujących pozbierać swoje roztrzaskane życie. Pokazuje, że można wyrwać się ze szponów rozpaczy i być na nowo stać się szczęśliwym człowiekiem, cieszącym się z każdego nowego dnia. Ponadto powieść przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi kotów, którzy zyskają kolejny dowód na to, że są to niezwykłe zwierzęta, potrafiące dokonać mruczących cudów i przywrócić harmonię w ludzkim życiu. Wiem, że z wielka przyjemnością sięgnę o kontynuację „Kleo i ja”, zatytułowaną „Koty i córki robią tylko to, co chcą”.

W serii ukazały się:
| „Kleo i ja” | „Koty i córki robią tylko to, co chcą” |

Tytuł oryginalny: Cleo. How an uppity cat helped heal a family.
Tłumacz: Maciejka Mazan
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 336
Format: 135x204 mm
Oprawa: broszura ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-10-12087-8 

Wyzwania:
Czytam opasłe tomiska

4 komentarze:

  1. Bardzo chętnie sięgnę po książkę, lubię podobne historie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam "Kot Bob i ja" i mi się bardzo podobała :)
    Ta też wydaje się ciekawa :)


    www.read-me21.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie takie historie strasznie wciągają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak "kot Bob i ja" Ci się spodziewała, to mam nadzieję, że ta również podpasuje :)

    OdpowiedzUsuń